Dzisiejszy szary dzień przywołał wspomnienia z odwiedzanego parokrotnie właśnie bardzo szarego miejsca. Szarego za sprawą pogody, mgieł od Morza Północnego, ale przede wszystkim materiału, z którego zbudowana jest większość budynków w mieście, granitu. Aberdeen, bo o nim mowa nazywane jest właśnie Granitowym Miastem.
Może to pora roku, bo byłam tam pod koniec listopada, ale szczególnie w portowej części miasto robiło bardzo przygnębiające wrażenie. Mając mało czasu na poznanie miasta, bo następnego dnia czekały mnie spotkania na tamtejszym uniwersytecie, wędrowałam z aparatem pomimo mroku i zimna, co pewnie też nie pomagało w utrzymaniu dobrego nastroju.
Główna ulica w świątecznych ozdobach, wspaniała architektura, górująca nad miastem wczesnogotycka katedra zdecydowanie wyglądały lepiej.
Następnego dnia po spotkaniach miałam jeszcze dość czasu przed lotem do Londynu, by w świetle dnia raz spróbować poprawić moje wrażenia z Aberdeen. Chyba najwięcej życia i koloru było jednak w porcie, gdzie statki wszelkiego kalibru tłoczyły się niemal w środku miasta.
Powrót na główna ulicę, pustawo, szaro, jeszcze gorzej wyglądały rzędy granitowych domów mieszkalnych wzdłuż nadbrzeży. Może gdybym miała czas odwiedzić zimowy ogród moje wspomnienia z Aberdeen byłyby lepsze.
Pozostawał szybki powrót do hotelu położonego w pustej, nadbrzeżnej okolicy
wyjazd na lotnisko i powrót do Londynu.
Na plus miasta dodam, że jego władze wyjątkowo dużo uwagi i starań poświęciły ułatwieniu startu coraz liczniej przybywającym tam Polakom. Podczas spotkania na Uniwersytecie poświęconego prezentacji specjalnego opracowania dotyczącego migracji zarobkowej miałam okazję rozmawiać z mieszkającymi w Aberdeen Polakami. Był rok 2005, liczba Polaków systematycznie wzrastała, ale w porównaniu do sytuacji w Londynie i okolicach Szkocja oferowała znacznie lepsze warunki na start - łatwiej było o pracę, a wielu Polaków miało możliwość skorzystania z komunalnych mieszkań.
Tak czy inaczej, turystycznie Aberdeen nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz