niedziela, 8 grudnia 2013

Spotkanie z Szekspirem

Pisząc niedawno o mojej misiowej kolekcji, wspomniałam o misiaczku ze Stratford, Stratford upon Avon, miejsca narodzin i życia Wiliama Shakespeare'a. Misiaczek jest prezentem od moich towarzyszek podróży, bowiem i tu byłyśmy razem z Agnieszką i Elizą. 



Tych naszych wędrówek było całkiem sporo, chociaż wspólnych, prywatnych londyńskich wizyt Agnieszki i Elizy, było zaledwie dwie. Były też jeszcze inne, ale w nieco innych okolicznościach, służbowych i o tych, tu opowiadać nie będę.

Te kilka dni starałyśmy się za każdym razem zaplanować tak, by zobaczyć jak najwięcej, studiowałyśmy atlasy, przewodniki, by potem zaraz po przyjeździe i rozpakowaniu smakołyków z kraju (suszone grzyby na święta, domowe przetwory Elizy) ruszyć w Anglię. W 2006 to było także odwiedzenie właśnie Stratford.

Muszę się tutaj przyznać do mojej absolutnie tragicznej orientacji w przestrzeni, a że nie używałam GPS'a (nadal nie używam, nie lubię, nie będzie mi maszyna mówić co mam robić), przygotowywałam sobie bardzo szczegółowy zapis tras, a dziewczyny pilotowały mnie przez zawiłości angielskich dróg. Pomylenie zjazdu z motorway'a to jednak spora starta czasu i zwykle kolosalne nadłożenie drogi. Na szczęście w 2006 miałam już nowe okulary i wreszcie widziałam dokąd jadę. Wcześniej patrzyłam na świat o tak


Dla porządku dodam, że tu jesteśmy nad morzem, w Southsea, ale o tym będzie kiedy indziej.
Jako poważny krótkowidz z jeszcze większym astygmatyzmem miałam ogromne trudności z doborem szkieł. Kolejne okulary lądowały w szufladzie nie tylko bowiem nie poprawiały mojego widzenia, ale powodowały też rozmaite uboczne nieciekawe konsekwencje, z których ból głowy był najmniejszym problemem. Pod zbawiennym wpływem syna i obu Pań wreszcie zdecydowałam się na wizytę u dobrego londyńskiego optyka. I to była jedna z moich lepszych życiowych decyzji. Nie mogłam uwierzyć, jak wygląda prawdziwy świat, kiedy po raz pierwszy założyłam moje Chanelki


Okulary kosztowały fortunę, i to nie cena markowych oprawek była istotna, a jedynie rodzaj szkieł oraz zeszlifowanie ich grubości, dzięki czemu, po pierwsze nie wyglądały jak dna od butelki, były leciutkie, no i co najważniejsze były perfekcyjnie dobrane.

Z tej okazji świętowałyśmy w jednym z londyńskich pubów, a to była moja nagroda


Niestety zdjęcie jest historyczne. Misio padł ofiarą zębów Grina, który po przyjeździe do Londynu czasem miał napady złego zachowania. Zwykle szarpał swoje posłania, zjedzenie misia było wyjątkiem.

No ale miało być spotkanie z Szekspirem. Miasteczko okazało się naprawdę zachwycające.







Nie tylko urokliwe uliczki starego miasta, miejsca, gdzie urodził się, żył i zmarł Szekspir









 ale też jak zwykle architektura sakralna
















i niezwykle piękne wiosna nadbrzeża Avonu.







typowe atrakcje turystyczne



Na koniec wędrówek wizyta w jednym z lokalnych nastrojowych pubów


kolejny miśkowy sklep


i czas wracać do Londynu.

A jeszcze bilecik


z myślą Bena Jonsona, współczesnego Szekspirowi, dramaturga, aktora, ale przede wszystkim jego wielkiego przyjaciela.
'He was not of an age, but for all time'

Był nie tylko ponad swoje czasy, ale ponad wieki.

1 komentarz:

  1. Jak dobrze wreszcie mieć czas, by pamiętać :-)
    Agnieszko, Elizka, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń