sobota, 16 sierpnia 2014

Oban i Ardenstur

Pogoda paskudna, ogrody muszą poczekać, a że dawno nie pisałam o moich podróżach, dzisiaj powspominam czas spędzony w zachodniej Szkocji, u wybrzeży, na wprost rozsianych po Atlantyku wysp i wysepek tworzących mniejsze lub większe archipelagi Hebrydów. Administracyjnie to część Szkocji pod nazwą Argyll and Bute.

Samo Oban słynie destylarnią whisky, jest portem skąd można dostać się na malownicze wyspy, jest też doskonałym miejscem wypadowym do zwiedzania miejsc z najstarszymi śladami cywilizacji, datowanymi na okres neolitu. Kamienne kręgi, obeliski Kilmartin Glen, po drodze stare zamczyska, całe albo w ruinach, a wszędzie panorama surowej urody, zieleń i skały, oraz pustka. Nieliczne osady, pojedyncze kamienne domy, wąziutkie szosy wijące się wśród skalistych zboczy, tuż nad brzegami jezior, zatok, wśród lasów i łąk...  

Kilka zdjęć dla wprowadzenia w klimat tych miejsc.




Moją wyprawę do Oban planowałam od dawna, a zwiedzanie wysp miało być częścią tego planu. Jednak ze względu na mojego czarnego towarzysza na czterech łapach musiałam nieco zweryfikować trasy wędrówek. Przeprawy promowe w towarzystwie psa byłyby udręką tak dla mnie, jak i dla niego. Nie zwiedziłam też destylarni i wielu innych miejsc, które stawały się niedostępne z powodu jego obecności. Ale nie żałuję, bo jego towarzystwo ułatwiało wędrówki po pustkowiach, górskich trasach, gdzie dodawał mi odwagi. Pisałam zresztą o tym w innym blogu, więc to tylko dla wyjaśnienia, dlaczego np nie popłynęłam na wyspę Mull, będąc tak blisko.

Zamieszkałam w ukrytej wśród górskich zboczy wiosce Ardenstur, w kamiennym domku na brzegiem zatoki Melfort.



Z jednej strony miałam widok na zatokę


Z drugiej na górzyste zielone zbocza


W okolicy, w zasięgu pieszych wypraw kolejne zatoki, jeziora, górki i pagórki. Cisza, dzika przyroda, ptaki i kompletny brak ludzi. Ideał.



To Fearnach Bay, w tle wzgórze Melfort. 



I bardziej luksusowe miejsca wypoczynku.  



To Melfort village ze słynną w okolicy i nie tylko restauracją The Shower of herring.

Przeczytałam w jednej z ocen tego miejsca, że jest on ukryte tak dobrze, że mało kto potrafi tam dotrzeć. Jest tam też taki opis:
'... Come from the south, around through Inveraray and then up the coast, and you will find yourself careering along a dangerously winding rollercoaster of a road that seems designed to induce chronic travel sickness...'

Bardzo trafny opis dojazdu, jaki trzeba pokonać, by tu dojechać. Jako że ja jechałam samochodem z Londynu, odcinek między Glasgow a Oban był końcowym etapem podróży, a wąskie i niezwykle kręte drogi o zmroku to było niemałe wyzwanie. Ale warto było, by spędzić kilka dni w tym ukrytym przed światem miejscu.

Na koniec pierwszej części szkockich wspomnień kilka zdjęć z samego Oban.




Samo miasto nie jest zbyt interesujące, a mnogość turystów i towarzystwo psa powodowało, że ograniczyłam się do jednej tylko w nim wizyty. Wolałam wędrować po zamkach i odludnych zakątkach, ale o tym napiszę w kolejnym odcinku szkockich opowiastek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz