Widzę, że popularność tych moich ponurych wpisów jest ograniczona. Najwyraźniej listopad wymaga ucieczki od smutku, bo sam w sobie jest wystarczająco ponury.
Zatem dla odmiany kilka zdjęć psich mordek, jakie napotkałam podczas portugalskich wędrówek.
Ten pies - nazwałam go Uniwersytecki - przez wiele godzin obserwował uroczystości na uniwersytecie w Evora. Był koniec roku, wręczenie dyplomów, było gwarno i malowniczo o czym jeszcze opowiem.
A on trwał w oknie
Może nie wygląda na zbyt szczęśliwego, ale też nie ruszał się z tego okna przez parę godzin, kiedy wędrowałam wśród świętującej studenckiej braci.
Drugi pies to tylko spotkanie na południu, w Lagos. Trochę przypominał mi Grysia, który wtedy był na wakacjach w Psilądku.
To pies wodny rasy portugalskiej, taki sam jak pies prezydencki w USA. Nos i pyszczek bardzo przypominał mi wtedy sznaucera.
Kolejny pies to taki bidul spod knajpianiego krzesła. Leżał tam sobie codziennie, pewnie pies właścicieli.
Więcej psów podczas moich portugalskich wędrówek nie widziałam.