środa, 6 maja 2015

Evora - Poczatek. Czerwiec 2011

Deszczowy dzień, ogrody sobie rosną beze mnie, świetny czas na słoneczne wspomnienia.

A zatem ciąg dalszy moich portugalskich peregrynacji. Opisałam już pobyt w Lizbonie, wspomniałam, że zaplanowałam objazd Portugalii i rzeczywiście zrobiłam spore koło zaczynając od stolicy, potem na wschód do Evory, potem na południe do Lagos i z powrotem do Lizbony. 

Wybrałam Evorę, bo to magiczne miasto, niewielkie, ale właściwie bez współczesnej architektury, stare, sięgające czasów rzymskich świątynie, katedry, kościoły, mury i parki. Jest niewielkie, łatwo przemierzyć je w całości wędrując po wąskich uliczkach, placykach, a wszędzie dżakrandy...

Ruszam autobusem a po drodze oglądam jakże inny niż w okolicach Lizbony krajobraz, płaska, wypalona słońcem równina Alentejo






135 km, po niewiele ponad godzinę jestem przed moim hotelem w Evora


Jak niemal wszystkie hotel, ten także to stary budynek zaadoptowany na cele turystyczne o położeniu i wnętrzu tak urzekającym, że niemal można by tu spędzić cały pobyt w Evora.




Grube mury, krużganki, kręte, wąskie korytarze, starocia, stylowe ozdoby, wnętrze w stylu, który jest mi bardzo bliski. Toteż zanim ruszę w miasto robię obchód mojego hotelu
















Nie jest to wprawdzie pousada, czyli hotel w starym klasztorze, ale nie narzekam i wędrując po mieście odwiedzam dla porównania słynną Pousada dos Loios, hotel w XV-wiecznym klasztorze Convento de Sao Joao Evangelista. Na pobyt tutaj po prostu mnie nie stać, ale na kawę tak, więc w przerwie zwiedzania odpoczywam w jednym z wielu stylowych kącików i robię dyskretnie parę zdjęć.






 A że Pousda dos loios leży u stóp najsłynniejszego miejsca w Evora, rzymskiej świątyni Diany datowanej na II/III wiek n.e. widok z okien hotelu jest niezwykły.




Zabudowa Evory jest tak ciasna, że kilka kroków dalej stoi Katedra Evory, obronna budowla sakralna, budowana i przebudowywana od XII do XVIII wieku.

I tak po hotelowym wstępie rozpoczynam wędrówkę po tym niezwykłym mieście, ale o tym napiszę osobno.

niedziela, 3 maja 2015

Sintra i Cabo da Roca. Czerwiec 2011 roku

Liznąwszy Lizbony, bo trudno uznać, że przez dwa dni poznałam miasto, ruszam dalej, bo i tak wiem, że i kilka tygodni byłoby mało. Toteż muszą mi wystarczyć lizbońskie impresje i jeszcze jeden dzień, który mam zaplanowany na koniec podróży.

Kolejny cel to Sintra i zamek Maurów. Mam w planie wspinaczkę do zamku, chociaż 99% turystów po prostu wjeżdża tam autobusami. Jak się później okazuje wędrówka pod górę wprawdzie była męcząca, ale dzikość przyrody po drodze zachwycała. 

Ale po kolei. Do Sintry jadę podmiejskim pociągiem.



Zaletą tej podróży jest możliwość obejrzenia - chociaż  z daleka - pozostałości akweduktu rzymskiego.





Śliczny dworzec w Sintra zapowiada architektoniczną wyjątkowość tego miejsca.Zaczynam wędrówkę ku zamkowi Maurów podziwiając kolejne perełki architektury i mozaikowe nazwy ulic i parków













Powoli wychodzę z miasta i zagłębiam się w tajemniczy Park Pena. Tego nie zobaczą turyści wjeżdżający na górę autobusem.

Pena Park to miejscami dziewiczy las, który powstał na 200 hektarach powierzchni, w tym samym czasie co Pałac Pena. Wypełniony jest egzotycznymi gatunkami drzew i roślin, sprowadzanymi przez dworzan króla Ferdynanda II z dawnych kolonii portugalskich, ale też Australii i Ameryki Południowej.








Do tego wraz z rosnącą wysokością otwierają się malownicze widoki na Sintre z jednej strony, a na Zamek Maurów z drugiej.

Piękny widok na nie tak - moim zdaniem piękny - Pałac Pena


Na koniec zostało już jedynie zdobycie samej twierdzy










Na szczycie poznaję przemiłych Hiszpanów, którzy chyba uznali, że wspinaczka na szczyt - mijali mnie samochodem pod górę - mi już wystarczy, zaproponowali dowiezienie do przystanku, skąd miałam autobus do Cabo da Roca, najdalszego punktu Europy wysuniętego na zachód nad Atlantykiem. Skorzystałam, bo pieszy powrót w dół jakoś mnie nie bawił, a na autobus trzeba było długo czekać.

Wkrótce też mogłam podziwiać skaliste widoki













Niestety na autobus do Lizbony przyszło czekać kilka godzin, zapadł wieczór i zrobiło się straszliwie zimno. Warto nawet w Portugalii mieć coś ciepłego do ubrania, kiedy po drodze Atlantyk.

Dzień trzeci podróży zakończony. Jutro pożegnanie z Lizboną i spotkanie z Evora.